Misja – Morricone, Morricone – Misja, dwa słowa, które dla mnie tworzą niemal jedność. Wiele lat temu po raz pierwszy wzięłam do ręki płytę z muzyką do filmu i dość nieufnie włożyłam ją do odtwarzacza. No jak to, muzyka z filmu? Bez obrazu? Miałam szczęście, bo gdyby to była muzyka z innego filmu, jakaś bezładna kawalkada dźwięków, a i taka bywa muzyka ilustracyjna, to pewnie z daleka omijałabym potem wszystkie wydawnictwa z napisem OST (Original Soundtrack = oryginalna ścieżka dźwiękowa). I nie poznałabym wielu naprawdę wspaniałych ilustracji. Bo muzyka filmowa rządzi się swoimi prawami, bywają bardzo rozbudowane sekwencje rozpisane na całą orkiestrę, ale częściej niż gdzie indziej zdarzają się króciutkie perełki, delikatne i kameralne, niewiele tonów, jeden instrument. Niedoścignionym mistrzem takich krótkich, niedających się zapomnieć fraz jest właśnie Ennio Morricone.
Autobiografia Ennio była dla mnie zaskoczeniem, nie wiedziałam, że takie wydawnictwo powstało. Ale gdy ją zobaczyłam, wiedziałam, że na pewno nie trafi na półkę z napisem „do przeczytania w wolnej chwili”. Dla niej tę wolną chwilę się wygospodarowuje, a nie zdaje się na los.
Morricone przyznaje, że „możliwość spojrzenia z boku na własne życie i przeanalizowania jego poszczególnych etapów okazała się arcyciekawym doświadczeniem”. s. 7
Jest nim także dla nas.
To rozmowa dwóch fachowców, poważnie traktujących siebie nawzajem i przyszłego czytelnika. Obaj panowie odbywają swoistą podróż w czasie, cofając się do samych początków, sporo miejsca poświęcając także teorii muzyki. Przyznaję, że te fragmenty rozmowy były dla mnie – osoby, która lubi muzykę, ale nie ma wykształcenia muzykologicznego – nieco trudniejsze, lecz nie zmniejszyły mojego zainteresowania lekturą.
Morricone odpowiada na pytania obszernie, rzeczowo i szczegółowo. Czytelnik nie znajdzie tu jednak ploteczek z wielkiego filmowego świata, nie ma wchodzenia z butami w czyjąś prywatność. Otrzymujemy za to kawał rzetelnej wiedzy o muzyce i człowieku, który nie ufa komputerowi, nigdy nie nauczył się pisania maili, przedkładając ponad nie telefon, faks i zwykłą kartkę papieru; uwielbia szachy i uzyskał remis w partii z samym Borisem Spaskim; nie udaje, nie kryguje się, ani nie puszcza oka do swoich fanów. Bywa dla nich szorstki i brutalnie szczery, jak wtedy, gdy otwarcie stwierdza, że przysyłane mu przez nich płyty „do posłuchania” po kilku sekundach lądują w koszu na śmieci…
Otwarcie opowiada o tym, co jest najtrudniejszym doświadczeniem dla kompozytora muzyki filmowej, co dla niego jest ważne poza muzyką, o zawodowych i twórczych kryzysach, o filmach, które lubi (nie tylko tych, przy których pracował), o kulisach współpracy z najważniejszymi reżyserami kina światowego.
Wspomina także o Polsce, ale odszukanie kontekstu zostawiam uważnemu czytelnikowi.
Mam ostatnio szczęście do wydawnictw starannie opracowanych. I ta książka też jest taka. Dostajemy nie tylko wywiad-rzekę z Ennio Morricone, ale i wspomnienia o nim różnych osób (nie tylko reżyserów), z którymi współpracował przez lata swojej działalności. Całość uzupełniają indeks nazwisk oraz chronologiczne wykazy utworów muzyki absolutnej i użytkowej.
Mamy też ciekawą inicjatywę wydawcy. Po zeskanowaniu kodu lub wpisaniu oryginalnego tytułu książki do wyszukiwarki pewnego znanego serwisu muzycznego otrzymujemy możliwość słuchania wszystkich utworów wymienionych w książce. Ja podczas czytania włączałam sobie własne płyty. Nie wiem zatem, czy po wpisaniu tytułu książki serwis nie zażąda dodatkowo numeru paragonu lub faktury za książkę…
Ale zapraszam do sprawdzenia, czytania i słuchania. Naprawdę warto!
Ennio Morricone. Moje życie, moja muzyka. Autobiografia. Rozmawiał Alessandro De Rosa. WAM, Kraków 2018, przekład Karoliny Dyjas-Fezzi
Renata Piejko
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowe.