Z Londynu do Otranto
Z niemal każdego podręcznika historii sztuki dowiemy się, że w XIX wieku panowała moda na architekturę „historyzującą”, naśladującą wzorce minionych epok. Jednym z prekursorskich projektów była londyńska willa Strawbery Hill, przerobiona stopniowo na modłę neogotycką w drugiej połowie XVIII wieku. Mniej więcej w tym samym czasie właściciel tej bajkowej posiadłości, zakochany w średniowieczu Horacy Walpole, zapragnął napisać powieść-mistyfikację, w której spełnił wszystkie swoje najgorętsze i najdziwniejsze pragnienia literackie, bez konieczności martwienia się o opinię publiczną. Powieść znana była wpierw jako tłumaczenie XVI-wiecznego tekstu, wydrukowanego na podstawie średniowiecznego romansu. Tłumaczem miał być niejaki William Marshal, a autorem oryginału tajemniczy Onuphrio Muralto. Wszystko to było oczywiście zmyślone przez Walpole’a, lecz wraz z sukcesem powieści prawdziwe autorstwo zostało przez niego dumnie odkryte.
Mowa tu o Zamczysku w Otranto, które powstało w 1764 roku i za miejsce akcji przyjęło średniowieczny zamek i klasztor. Książęta, księżniczki i rycerze doświadczają w tych historycznych wnętrzach nadprzyrodzonych, często absurdalnych wydarzeń. W liście do pani Du Deffand pisał Walpole: „Pozwoliłem, aby rządziła mną nieskrępowana imaginacja, niekontrolowane wizje i namiętności. Pisałem wbrew prawidłom, krytykom, filozofom (…) Stare zamki, stare malowidła, historie, gawędy sędziwych ludzi pozwalają człowiekowi żyć w dawnych czasach, które nie mogą nam sprawić zawodu.”* Powieść z początku wzbudzająca ekscytację i lęk wśród czytelników, obecnie wydaje się być bardziej śmieszna, niż straszna. Cytując tłumaczkę powieści Marię Przymanowską, „pozostał, co najważniejsze, zabawny urok starej powiastki”.* Warto wspomnieć, że na pierwszych kilku stronach jeden z bohaterów zostaje niespodziewanie przygnieciony przez monstrualnej wielkości szyszak. Wprawdzie nie wiadomo skąd się wziął i właściwie dlaczego… Ale hej, czemu nie? Czytelnik może się łapać za głowę, ale w tym właśnie rzecz, że tutaj wszystko jest możliwe i niekoniecznie musi mieć sensownego (z punktu widzenia rzeczywistości) wyjaśnienia. Akcja Zamczyska, jak i wielu późniejszych gotyckich powieści wydaje się rozgrywać w „otchłani wyobraźni”, a w tej otchłani na pewno jest miejsce na wszelkie cuda, duchy i ogromne nakrycia głowy.**
Utwór Walpole’a pociągnął za sobą bogatą tradycję powieści gotyckiej, inspirując autorki i autorów takich jak Ann Radcliffe, Mary Schelley, Matthew Gregory Lewis, Bram Stoker, itd. Mówiąc ogólnie historycznoliteracki termin „gotycyzm”, odnosi się do literatury grozy tworzonej, w przybliżeniu od drugiej połowy XVIII do końca XIX wieku.
Doktor Frankenstein
W powieści gotyckiej cierpienie i śmierć są niezbędnym elementem wzniosłego klimatu. Poprzez intensywne doznania bohaterów Czytelnik pośrednio miał przeżywać duchowe wzloty i upadki. Problematyka śmierci i tragizmu życia w sposób poruszający pokazana jest w słynnym Frankensteinie (1818) Mary Shelley. Współczesny Prometeusz, student medycyny zapatrzony w alchemicznych mędrców przeszłości, Wiktor Frankenstein zafascynowany jest „iskrą” życia. Pragnie stworzyć człowieka „od nowa”, w czym pomaga mu elektryczność, a dokładniej jej gwałtowne wyładowanie. Trudno się dziwić, że Istota, którą udaje mu się obudzić do życia przeraża go, wszystko bowiem w teorii wydaje się być łatwiejsze… Z pewnością akt stworzenia przerasta młodego Wiktora, który wyrzeka się swojego dzieła, skazując go na samotną, pełną rozpaczy i niezrozumienia tułaczkę. Prawda jest taka, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie, że Istota pragnie wpierw tylko pomocy i bliskości. Frankenstein widzi w nim jednak tylko morderczego potwora i już na samym początku go odrzuca – to nie śmierć jest karą, a życie – wywołanie świadomości staje się wyrokiem i zapowiedzią udręki. Wiktor Frankenstein doznaje zaś wielu cierpień przez otaczającą go śmierć. Bliskie mu osoby stopniowo odchodzą, czy to naturalnie, czy gwałtem. Mary Shelley pokazuje relatywizm rodzenia się i umierania – i jedno i drugie potrafi być boleśnie tragiczne.
Trudno ocenić bohaterów Frankensteina, zdecydować, który jest tym złym, a który dobrym, treść książki nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Czytelnikom zainteresowanym pogłębioną lekturą, polecam wydanie z 2013 roku (wydawnictwo Vesper) w przekładzie Macieja Płazy, zdobioną ekspresyjnymi drzeworytowymi ilustracjami Lynda Warda, dobrymi na odczarowanie sobie popkulturowego wizerunku zielonego potwora w marynarce. Wydanie to zawiera dodatkowo prekursorskiego Wampira Polidoriego (długo przypisywanego błędnie Lordowi Byronowi) i dwie krótkie opowieści grozy – Byrona i Percy’ego Shelleya. Mamy więc do dyspozycji pełną reprezentację Villi Diodati z „roku w którym nie było lata”. Posłowie napisane przez tłumacza, przybliża tę owianą legendą historię zabawy literackiej w szwajcarskiej willi, podczas której zakiełkował Frankenstein. Podaje również bogaty wachlarz interpretacji powieści, dzięki którym możemy spojrzeć na nią z wielu różnych perspektyw. Dla zainteresowanych mogę polecić również lekturę Upiora Łukasza Kozaka (wydawnictwo Eviva L’Arte, 2021). Bardzo się ucieszyłam, trafiając na fragment o wyżej wspomnianej historii. Autor wskazuje na jeden z pierwowzorów popkulturowego bladego wampira, wplatając ten wątek w bardzo ciekawe i pogłębione studium o upiorach, tych prawdziwych i domniemanych.
,,Mnich” i inni
Wśród grona literackich znajomych Shelleyów był również Matthew Gregory Lewis, autor powieści Mnich (1796). W przeciwieństwie do chociażby Zamczyska w Otranto nie jest to już taka „zabawna powiastka” i raczej nie polecałabym tej lektury dla osób wrażliwszych. Owszem, autor pojechał trochę po bandzie i można mu zarzucić przesadę, szczególnie że napisał tą powieść w twórczym szale – w przeciągu dziesięciu tygodni (na dodatek miał wtedy zaledwie dziewiętnaście lat). W książce upchana jest cała plejada drastycznych treści. Nie ma tu raczej miejsca na psychologiczną interpretację zagubionego w swych emocjach bohatera, który zszedł na występną ścieżkę. Nie, mnich Ambrozjo jest po prostu złolem z krwi i kości i na tym polega cała historia.
Innymi sztandarowymi przykładami (w kolejności chronologicznej) są Tajemnice zamku Udolpho wspomnianej Ann Radcliffe (1794), Wichrowe Wzgórza aut. Emily Bronte (1847), Dorian Gray Oscara Wilde’a (1890), czy Dracula Brama Stokera (1897).
Co nowego?
W XX i XXI wieku powstało kilka ciekawych powieści zainspirowanych tradycją literatury gotyckiej, ograniczę się jednak do dwóch przykładów „frankensteinowskich”.
W roku 1992 wydano Biedne Istoty autorstwa Alasdaira Graya. Jest to historia kobiety przywróconej do życia przez ekscentrycznego chirurga (przy pomocy przeszczepu mózgu jej nienarodzonego dziecka…) – obraz pełen groteski, ale też egzystencjalnych poszukiwań. Powieść nabrała popularności dopiero w zeszłym roku, w czym zdecydowanie pomogła barwna adaptacja filmowa Jorghosa Lanthimosa z Willemem Defoe i Emmą Stone w rolach głównych.
Frankenstein w Bagdadzie aut. Ahmeda Saadawi, jak sam tytuł wskazuje, jest kolejną rewizją powieści Shelley, tym razem w kontekście wojen w Iraku. Pewien kupiec zbiera po ulicach rozrzucone szczątki i składa je w makabryczną całość. Planuje oddać je do Wydziału Medycyny Sądowej, tłumacząc że złożone w całość zostanie potraktowane „jak osoba”, a nie „jak śmieć”.*** Pod nieobecność bohatera rozpętuje się burza i jego dzieło znika w tajemniczych okolicznościach…
Tekst ten nawet w najmniejszym stopniu nie wyczerpuje tematu i jest tylko amatorskim wpisem na blogu 🙂 Zainteresowanych odsyłam do wydawnictw:
Gotycyzm w literaturze i kulturze lat 1760–1830 pod redakcją Marcina Cieńskiego i Pawła Pluty (Instytut Badań Literackich PAN, Warszawa 2020)
Gotycyzm – modernistyczny sobowtór odmieńca autorstwa Piotra Sobolczyka (Fundacja Terytoria Książki, Gdańsk 2017)
Martyna Bolanowska
*Maria Przymanowska „Posłowie” Zamczyska w Otranto H. Walpole, Kraków 1976, s. 101-103, 106
** Alastair Fowler , A History of English Literature, Oxford 1992, s. 274
*** Ahmed Saadawi, Frankenstein w Bagdadzie, tłum. Magdalena Zawrotna, Kraków 2019, s. 40